Odłożyłam książkę na bok, przeciągnęłam się niczym dziki serwal i spojrzałam na zegarek. 21:00 - już czas.
Będąc już ubrana w mą nocną kreację (potocznie zwaną dresami) wykonałam kilka energicznych ruchów
rozgrzewających ospałe mięśnie i zajrzałam do pokoju Ojca. Brat w
charakterystycznym dla niego skupieniu oglądał program naukowy o
budowie zegarków szwajcarskich, Tata natomiast drzemał na łóżku,
udręczony ciągłym zmaganiem się z bólem pleców. Piękne to uczucie,
obserwować drogie ci osoby, podczas gdy nie są tego świadome i
zachowują się naturalnie… Przepełniona dobrymi myślami i rozgrzana w
ciszy wyszłam z mieszkania.
Pierwszy, drugi, trzeci schodek…
Dziesiąty,
Piętnasty,
Dwudziesty siódmy i… ostatni.
Przede mną tylko drzwi od klatki schodowej – mój wieczorny Bal czas zacząć.
Ciepłe,
słodkie niczym czerwone poziomki powietrze nocy wdarło się do mych
nozdrzy, umysłu, otoczyło me ciało niczym najlżejsza jedwabna tkanina.
Jasne niebo oświetlało okolicę, zachęcając do odkrywania jej nowych
tajemnic. Ruszyłam przed siebie lekkim truchtem, skręcając w coraz to
nowsze uliczki. Nagle z klatki mijanego bloku wybiegł młody mężczyzna,
tak jak ja czerpiąc garściami z uroków wiosennej nocy. Nie
zastanawiając się dług
Lekkie
rozleniwienie rozpłynęło się bez śladu. Błyskawicznie się przebrałam:
dresy zastąpiły spódniczkę, bluza i T-shirt posłużyły za wieczorną
odmianę koszulki, arafatka szczelnie otulająca mą szyję odwracało,
pobiegłam za nim, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi.
Jako, że owy osobnik biegł spokojnie, mogłam bez problemu za nim
podążać, oddając się jednocześnie kontemplacji nad otoczeniem.
Słońce
powoli ustępowało, oddając władzę swemu bratu, Księżycowi. Soczysty,
zielony dzień przeradzał się w eteryczną, nieprzeniknioną noc.
Odłożyłam
na półkę powieść Alberta Camus. Wstałam i przeciągnęłam się niczym
dziki serwal, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek. Godzina
dwudziesta minut siedem – już czas.
Miasto
przecie to piękny twór człowieka, stworzony dla drugiego człowieka.
Niesamowite jest również przenikanie się świata natury i ludzi – jakże
wspaniałą rzeczą jest bieg prostą, asfaltową alejką, obsadzoną po całej
długości szumiącymi drzewami!
Bezimienny
skręcił w stronę parku. Odbiłam w przeciwną stronę, tym samym kończąc
owe przedziwne spotkanie dwóch samotnych dusz. Dobiegłam do nowo
odkrytego miejsca, gdzie mogłam bezpiecznie poćwiczyć kilka nowych
ewolucji. W przypływie energii wdrapałam się na wysoki mur, usiadłam na
nim i spojrzałam z góry na ciche alejki, opustoszałą ulicę, na
nielicznych przechodniów nie zdających sobie sprawy z mojej obecności i
na drzewa, te piękne drzewa stojące dostojnie w zimowych jeszcze
szatach.
Świadomość
mijającego nieuchronnie czasu zmusiła mnie do zejścia z wygodnego
miejsca. Czas wracać do domu, do Ojca i brata, do codziennych rozterek i
uśmiechów.
I jedynie drzewa pogrążone w wiecznej ciszy obserwowały, jak zamykają się za mną drzwi od mieszkania.
nie jestem zbytnio obyta w posługiwaniu sie blogiem i nie wiem czy mozna komentować zdjecia. Wiec napisze tutaj. Są świetne !!!! takie ekspresyjne!! pozwolę sobie dodać że uwielbiam te nowe co dodałaś:D
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nie spodziewałam się, że tak się spodobają :)
UsuńI dziękuję za spostrzeżenie, teraz dodałam opcję komentowania galerii.
Co jakiś czas będę dodawać nowe zdjęcia i uzupełnię galerię z 2011 roku, zachęcam więc do odwiedzania bloga ;)