poniedziałek, 30 stycznia 2012

Przydatne informacje.

Ostatnio siedzę w domu i uczę się, choruję, uczę się... Drugi tydzień egzaminów właśnie się zaczął, a w mej głowie tylko jedna myśl zakwita "oby do piątku".
Tak mi tęskno do treningów, że nawet śnię o tym. Zeszłej nocy przykładowo pojechałam do Gdańska na PZP 2012, było lato, oczywiście zgubiłam się w drodze z Dworca do domu Vegeta, no i skakałam na przełaj przez jakieś belki na placach kościelnych, dachach domków jednoosobowych, murkach przecinających ulice...

Potrzebuję ruchu :(
A teraz nawet w domu siłówek nie mogę robić, no ale to już inna sprawa, koniec narzekań. Do piątku wyzdrowieję bo przybędą parkourowi goście, ale na razie nic więcej nie powiem ;P



__________________________________

Padło kiedyś już pytanie o zestawy ćwiczeń dla początkujących traceuses. Powiem tak: w parkour chodzi przede wszystkim o rozwój samego siebie pod względem fizycznym, jak i psychicznym, nie można o tym zapominać. A co do ćwiczeń samych...

Najważniejsze, by rozwijać się równomiernie, nie zaniedbać żadnej części ciała. Nogi, ręce, brzuch, to wszystko jest ważne. Ja układając sobie tygodniowe zestawy ćwiczeń korzystam z tych oto przydatnych stron:



Ad.1) Pamiętajcie,  by robiąc pompki trzymać łokcie przy ciele! Wyrzucanie łokci na zewnątrz jest częstym błędem początkujących, którego później trudno się pozbyć.

Ad.2) strona-cud, dzięki niej w końcu zdobyłam siłę, by się podciągać na drążku. Rada: podciąganie się podchwytem jest może łatwiejsze, lecz nachwytem bardziej użyteczne dla traceura/traceuse - tak właśnie ułożone będą nasze dłonie podczas robienia climba czy plancha.
I opuszczając się, nie prostujcie całkowicie rąk w łokciach! Chrońmy stawy od początku :)


Trzeba też zadbać o kondycję, sama siła jest niczym. Świetne są ćwiczenia aerobowe, więcej tu:


Mówiłam o ochronie stawów. Jest to ważne, szczególnie w przypadku dziewczyn, gdyż nie jesteśmy od razu przygotowane na duże przeciążenia. Podam własny przykład: choć trenowałam już od kilku miesięcy, dość intensywnie, w lipcu zeszłego roku nabawiłam się okropnego bólu w kolanach. Ot, większa ilość dalekich skoków i oto rezultaty. Zwolniłam trochę od tego czasu tempo, gdyż bardzo szybki progress to nie zawsze zdrowy progress. Polecam też lekturę wątku na forum dotyczącą pielęgnacji stawów:



I kolejna, ważna i oczywista rzecz: rozgrzewka przed ćwiczeniami!!! Czy to w terenie, czy to w domu, czy w ogródku babci. Dobra rozgrzewka to mniejsze szanse na kontuzję :) I w zimne dni jest cieplej xD 


O czymś jeszcze nie wspomniałam? 
Ah, no tak. Jeśli któraś z was trenuje od niedawna, bądź nie jest zbyt zżyta z naszą żeńską sceną parkour (a ma ochotę się zżyć z nami, być informowana i uczestniczyć w różnych tripach czy eventach) niech skontaktuje się ze mną (email na szarym pasku po lewo).


No, to ja idę spać, egzamin mam dziś >__>

środa, 18 stycznia 2012

Sesja.

Tyk, tyk, tyk..

Zegar nieustannie przypomina mi o swoim istnieniu, a także o mijającym czasie.
A ja siedzę w kuchni, otoczona ze wszech stron podręcznikami, słownikiem kanji oraz niezliczoną ilością kserówek, namiętnie zużywając już drugi ołówek w tym miesiącu.
Oto uroki zbliżającej się sesji :3
Właściwie, to dla mnie ten "piękny" okres już się zaczął, albowiem wczoraj miałam pierwsze zaliczenie - prezentację z Konwersacji Wideo. I pierwsza piątka w indeksie czyni mnie osóbką szczęśliwą :)

Im bliżej egzaminów, tym więcej czasu poświęcam nauce. Aktualnie tylko się uczę, jem i śpię. Dodatkowo przedwczoraj zepsułam sobie kostkę, poślizgując się na lodzie ukrytym pod cienką warstwą śniegu :( Nie ma więc mowy, bym w ramach relaksu czy odpoczynku od nauki wyszła na miasto na trening. Okupuję za to namiętnie drążek, zainstalowany w futrynie drzwi od mojego pokoju. Taki "spadek" po przeszłości, gdy w pokoju rezydowali jeszcze moi bracia.

To niećwiczenie daje mi jednak wiele do myślenia. Gdy warunki były sprzyjające - wakacje, potem luz na uczelni - nie było problemu z brakiem czasu i nie musiałam z niczego rezygnować na koszt nauki. Teraz jednak, gdy taka sytuacja nastąpiła, mam okazję dowiedzieć się czym tak naprawdę jest dla mnie parkour. Czuję wielką pustkę, nie mogąc wskoczyć w dres i pobiec na drążki do Mańkowego parku, sama siłówka w domu nie daje mi takiej satysfakcji. Czuję, że bez parkouru moje życie jest czymś... niekompletnym!
Na samym początku mojej przygody z pk był to dla mnie świetny sport i zabawa. Teraz, czy to naprawdę TYLKO zabawa?
A może to właśnie ten "styl życia", o którym starsi stażem traceurzy mówią?
Prawdopodobnie to sprawa indywidualna, każdy może to odbierać na własny sposób. Myślę, że w końcu dojrzałam i zaczęłam traktować parkour poważnie. To jest coś, co dopełnia moje życie, co sprawia, że jestem szczęśliwa! W końcu odnalazłam ten brakujący element życiowej układanki :)




Nie mogąc trenować pobuszowałam po Youtube i znalazłam kilka świetnych filmików mobilizująco-inspirujących. W rolach głównych oczywiście traceuses :)








DO DZIEWCZYN:
Jeśli chciałybyście się czegoś dowiedzieć, spytać, interesuje Was parkour lecz nie wiecie, jak zacząć - nie bójcie się, pytajcie! :)

środa, 11 stycznia 2012

Pierwszy trening.

Część druga opowieści o moich parkourowych początkach ;)

Tak jak napisałam wcześniej, na forum poświęconym parkourowi zapisałam się 5 marca. Pełna zapału i wspaniałych wizji żeńskich treningów, akcji niczym z wcześniej obejrzanych youtubowych filmików od razu napisałam ogłoszenie, iż poszukuję dziewczyn ćwiczących w Łodzi. Jak na zawołanie trzy godziny później na mój post odpisał... chłopak. Zaprosił mnie na wspólny trening wspominając przy tym, że z tego co mu wiadomo w moim mieście trenujących dziewczyn nie ma.
BANG - był to silny cios. "Ale jak to? Łódź, trzecie co do wielkości miasto w Polsce, a nie ma żadnej traceuse? Gdzie więc są te dziewczyny z filmików? Jak można się nie zafascynować czymś tak przekosmicznym jak parkour?" Wiele podobnych pytań wypełniało mi główkę ;) Ale mimo zwątpienia nie wycofałam się i jakiś czas później ustalałam z owym chłopakiem - CodiX'em - datę i miejsce treningu.
Muszę przyznać, iż choć od urodzenia mieszkam w Łodzi, to dopiero od czasu liceum moja mapa miasta wzbogaciła się o coś więcej niż trasy szkoła-kościół-Biedronka-park-dom. Nic więc dziwnego, że na informację CodiX'a "trening na Manhattanie" zareagowałam wytrzeszczem oczu. Z tego co mi było wiadomo, Manhattan nie na tym samym kontynencie co Polska nasza leży :D By zapobiec memu prawie że pewnemu zgubieniu się, spotkaliśmy się na przystanku tramwajowym.

Byliśmy pierwszymi, którzy dotarli na miejsce (była to chyba sobota, ale mogę się mylić). Mój towarzysz bez chwili zastanawiania się zdjął plecak, kurtkę i zaczął rozgrzewkę. A ja... No właśnie. Ja byłam strasznie zaabsorbowania staniem i myśleniem. "Boże, i tak w dwójkę będziemy trenować? Nie poczekamy na resztę, wszak w grupie raźniej? Czy to tak można, jak ludzie patrzą? Będziemy wyglądać jak idioci! O, tamta pani już się na nas obejrzała -.-" Dołączyłam się jednak do CodiX'a, bo przyszłam by trenować, a nie filozofować. Dostałam zadanie polegające na skakaniu z krawężnika na krawężnik, odległość około sześć moich stóp, rozmiar buta 39.
Brzmiało prosto, wręcz pobłażliwie, a przynajmniej tak to odebrałam. Ot, taka dziewczynka, parkour chce robić, to niech sobie poskacze precki w kącie. Ale jakie to było ciężkie! Lądowanie tylko na przednią część stopy, każdy skok musiałam ustać, a nie z impetem wlatywać w drzewo, poza tym CodiX akompaniował mi ciągłymi prośbami "Yumi, musisz skakać łukiem, ŁUKIEM, nie na płasko!". W międzyczasie przyszli inni traceurzy, przedstawili się pokrótce i skupili na swoim treningu. I to mnie zdziwiło. No bo jak to: dziewczyna na treningu, ponoć w Łodzi innej nie ma, choćby spytać o imię prawdziwe, wiek, czemu parkour, cokolwiek... Ale z drugiej strony to miało wytłumaczenie. Może i teraz przyszła, poskacze, ale zmęczy się, zniechęci i przestanie, szkoda zachodu.

Ile precków zrobiłam, nikt nie wie. Próbowałam pod koniec wejść na mur na ibisie i przejść się po nim, ale nogi trzęsły mi się jak galareta czy inne zimne nóżki :( Dopiero trzymając za rękę jednego traceura zrobiłam kilka kroków. Czy to przez wysokość? A może przez zmęczenie? Chyba oba po części.


Po powrocie do domu czułam już skutki pierwszego treningu. Dzień później było tylko gorzej, o dniu kolejnym nawet nie wspomnę. Zakwasy totalnie wszędzie, dowiedziałam się dzięki temu, że siadając mocno ciągnie po plecach i tylnej części ud, a do wstania nie wiadomo czemu potrzebne mi są sprawne mięśnie brzucha... Nigdy nie udało mi się potem doprowadzić swojego ciała do takiego stanu ;)
Ale mimo cierpienia przez kilka dni, problemów ze spaniem, siedzeniem i staniem, wciągnęło mnie to jeszcze bardziej... :D