sobota, 8 września 2012

Wakacje '12

Wakacje tego roku były takie, jak planowałam - intensywnie parkourowe, przesączone szczęściem, progresem i słodkim smakiem nektarynek.


Będąc w Holandii miałam wrażenie, że podczas treningów nic nowego nie osiągam i nie rozwijam. Przeszłam też pewnego rodzaju kryzys, który jednak zamiast osłabić, wzmocnił mnie... i to bardzo.
Jakie było moje zdziwienie po powrocie do rodzinnego miasta, gdy w konfrontacji ze starymi miejscówkami okazało się, że jednak progres był, fizyczny, i co najważniejsze - psychiczny. Jakie to wspaniałe uczucie, gdy stoję na murku ibisa tyłem do przepaści i nie trzęsie mną ze strachu, że polecę w dół ;)
Ale wróćmy do Holandii. Miałam okazję uczestniczyć w parkour jamie w Amsterdamie oraz Utrechcie, poznać dwie traceuse, w czym z jedną trenować regularnie.

________________________________
Sierpień był dla mnie miesiącem zlotów. Najpierw uczestniczyłam w trzydniowym Ogólnopolskim Zlocie Traceuses. Było nas "aż" pięć, ale i tak było kosmicznie - ha, nawet takiej małej grupce "skakajnych dziewczyn" (jak to mówi Neko) łatwiej było się niepostrzeżenie wspiąć na dachy budynków :3
Tegoroczne OZT upewniło mnie w moim przekonaniu - trening z innymi dziewczynami to coś, czego każda traceuse powinna doświadczyć. Nie mam na myśli tego, że jest on jakkolwiek lepszy/gorszy od treningu z samymi facetami, on jest po prostu inny.

Miejsce noclegu miałyśmy naprawdę zacne, za co organizatorce należą się wielkie brawa. Miejscówki na których trenowałyśmy były świetne, bardzo ich gdańszczanom zazdroszczę . I muszę poszukać jakiś dachów w Łodzi, bo wrocławskie zwiedziłam, gdańskie także, aż wstyd, że od swoich nie zaczęłam xD
Także w tym roku zdobyłam ścianę Biedronki, wspinając się wyżej niż rok temu, z czego jestem bardzo zadowolona.



_______________________________________
OZT gładko przeszło w Północnopolski Zlot Parkour, w skrócie PZP. Zakwaterowani byliśmy w szkolnej bursie, coby blisko mieć do szkolnej sali gimnastycznej, gdzie to KS Movement urządził niezłą salkę akro.
Rusztowania, materace i wyskocznie plus wielki wór magnezji :D
Nie byłabym sobą, gdybym nie zachorowała - pierwszego dnia PZP złapało mnie cosik za gardło. Zmusiło mnie to do wizyty w szpitalu, gdzie lekarz z uśmiechem na ustach poinformował - angina! I takim oto sposobem zamiast trenować na mieście siedziałam w bursie gotując Cyrielowi obiadki, od czasu do czasu odwiedzając salkę. Oczywiście gdy mi się polepszyło brałam czynny udział w treningach (nie tak intensywnie jak bym chciała, no ale...).
Niczym opętana razem z Neko uczyłam się salta w bok obijając o twarde materace i kolekcjonując siniaki,  co Cyriel wdzięcznie nazwał "suicide sideflip". Przemogłam się też i zrobiłam swing gainera na materace, co przy mojej strachliwości jest nie lada wyczynem ^^




Serdecznie zachęcam do obejrzenia filmiku z PZP stworzonego przez Pedro Salgado!



W Gdańsku zostałam wraz z Cyrielem do 30 sierpnia, ćwicząc głównie w centrum i odpoczywając na plaży.
I tak oto zakończyło się moje tegoroczne wakacyjne wojażowanie.



Katar nie daje mi spokoju, nadal nie dowierzam, że znów coś mnie złapało >.< Siedzę sobie w kuchni i przeziębiona popijam herbatkę z sokiem aroniowym maminej roboty. Kopalnia witaminy C, zawsze stawia mnie na nogi :) Może i tym razem pomoże...