poniedziałek, 3 lutego 2014

Trochę wspomnień i planów.

Nowy rok już od ponad miesiąca, a i ja dawno zrobiłam listę postanowień. Jak w sumie co miesiąc. Jestem bowiem podręcznikowym przykładem Człowieka Planującego (choć z realizacją jest już różnie...).

Rok 2013 przepełniony był nieplanowanymi wycieczkami, nieprzewidzianymi wydarzeniami, istny pakiet-niespodzianka. Z wynikiem końcowym zdecydowanie na plus, także (i nawet głównie) pod względem parkour.

W styczniu nic się nie działo, pustynia.

W lutym, po małym kryzysie emocjonalnym stanęłam na nogi. Prawie dzień w dzień ćwiczyłam, regularnie chodziłam na salę akrobatyczną. Nadal uważam, że to była ciężka dla mnie próba siły woli, już blisko było do rzucenia tego wszystkiego w cholerę. Biorąc pod uwagę mój słomiany zapał do wielu rzeczy, tu zaskoczyłam samą siebie.

Marzec za to przyniósł ze sobą wiele zwrotów akcji. Najpierw nagła odwilż w sam raz na moje dwulecie rozpoczęcia treningów. Pod koniec miesiąca wybrałam się na zlot parkour do Poznania, Hello Spring (choć, jak się wtedy śmiano, nazwa "Hello Winter, Again..." byłaby bardziej odpowiednia). Po powrocie tradycyjnie przeziębienie.

Kwiecień oznaczał powrót do Poznania. Nieplanowany. Na ponad 2 tygodnie.
Śnieg stopniał, co oznaczało prawie codzienne treningi, gubienie się w centrum miasta i pasjonujące samotne podróże umożliwione przez MPK. Wiosna przyszła na dobre.
Ostatniego dnia udało się znajomym traceurkom nagrać krótki filmik:  http://www.youtube.com/watch?v=sfTmC7mb5RM
Po powrocie do Łodzi kontynuacja treningów z łódzką ekipą. Koniecznie muszę wspomnieć, że 21 Kwietnia zrobiłam swojego pierwszego sideflipa na dworze. Tu dokumentacja z tego dnia: http://www.youtube.com/watch?v=2zDeiqEZexk

Maj na początku zapowiadał się bez fajerwerków, biorąc pod uwagę kontuzję łokcia, jakiej się nabawiłam z przetrenowania. Lecz pewnego dnia dostałam wiadomość... I niecały tydzień później jechałam do Holandii na szybko zaaranżowanym "pół-autostopem" (do granicy Holandii tirem ze znajomym znajomego, dalej na CB Radio), wyposażona jedynie w to, co zmieściło się do starego szkolnego plecaka. Pobyt tam trwał 9 dni, co umożliwiło mi uczestniczenie w zlocie parkour Munki Motion Upgaded, świetny event!
Powrót na szczęście samolotem, do Wrocławia, gdzie na chwilę zatrzymałam się u mojej traceurki Izy. Zdobywałyśmy dachy i mury Wrocławia, czyli to co w sumie kochamy najbardziej.

Nie wiem dokładnie, kiedy zaczęłam snuć plany o kolejnej wycieczce... Ale nadszedł czerwiec i plany stały się faktem - wraz z traceurem Emilem wybraliśmy się w podróż autostopem do Holandii, z postojem w Berlinie. Cel podróży - wielki zlot zwany 4 The Love Of Movement. Jedna z lepszych wycieczek, jakie do teraz odbyłam.
Także w czerwcu pierwszy raz spróbowałam swoich sił w pole dance, spodobało mi się.

Lipiec to wakacje, a wakacje to zloty! Pierwszy raz w życiu pojechałam na Ogólnopolski Zlot Parkour do Wrocławia. Po wydarzeniu pozostałam jeszcze kilka dni u Izy, a następnie pojechałam autostopem do Holandii. Tam do ostatniego dnia miesiąca trenowałam i zwiedzałam okolicę z Lubym.

Pierwszy dzień Sierpnia - wspólny z Lubym autostop do Polski, kilka dni w Łodzi, następnie wyprawa do Gdańska na Międzynarodowy Festiwal Parkour (kiedyś zwany PZP), powrót do Łodzi... Transport publiczny ładnie na nas zarobił. Przynajmniej pociągi jeszcze jeździły, taki spoko klimat był :P
Wraz z Lubym udało nam się nagrać i zmontować filmik z naszych podróży: http://www.youtube.com/watch?v=ybdP-sDy7d4


We Wrześniu wyjątkowo nigdzie nie jeździłam, poszłam do dorywczej pracy i w wolnym czasie chwytałam garściami pozostałe chwile wolności, bo...

...nadszedł Październik, powrót z urlopu dziekańskiego! Po całkowitym przemeblowaniu mojego planu dnia, czas wolny poświęcałam w połowie na naukę, w połowie na treningi. Do parkour dodałam treningi pole dance, porządnie mnie to wciągnęło ;)
Zaskoczeniem miesiąca była weekendowa wycieczka fundowana przez moje miasto do Stuttgartu w ramach rocznicy współpracy Łodzi ze Stuttgartem. Biorąc pod uwagę moje urodziny w tym miesiącu, to był najlepszy prezent urodzinowy od losu.

Listopad i Grudzień spędzony pod znakiem samotnych treningów. Czasami tak lubię, ja i mój cień, muzyka wokół, i moje myśli. Zdobyłam także własną rurę do pole dance.






Ależ się rozpisałam, nie miałam w planach aż tak się nad tym rozwodzić. Mimo wszystko przywołane wspomnienia aż prosiły o symboliczne uwiecznienie.

Od roku 2014 nie oczekuję konkretnych rzeczy. Tak jak rok temu wolę pójść z flow, pojechać tam gdzie mnie wiatr wypędzi, w momencie gdy poczuję, że to ten odpowiedni moment. Mimo to mam kilka punktów-wyznaczników, którymi będę się kierować. Zapiszę je tu, i gdy 331 dni (licząc od dziś) przeminie, wrócę do tego wpisu by sprawdzić, co udało mi się zrealizować.


  • Podróże. Jeśli udałoby mi się wygrać nagrodę - wycieczkę w konkursie, na pewno w wakacje pojechałabym (jeśli to możliwe, to z Lubym) w jakieś wspaniałe miejsce, by eksplorować okolicę, zdobywać kolejne dachy i punkty widokowe, poznać tamtejsze parkourowe środowisko, zobaczyć okolicę od środka.
    Na pewno także wybiorę się autostopem do poznanej w Stuttgarcie Jules. I jestem pewna, że poniesie mnie jeszcze dalej, to jednak już pozostawiam losowi do zadecydowania. Niektórych okazji nie da się zaplanować :)
  • Parkour. Łatwo tu jest ustalić sobie konkretne cele, jakie chce się osiągnąć. Dużo trudniej je zrealizować, ponieważ wymagają niesamowitego wkładu pracy i czasu. Dlatego trzeba pamiętać, że rozczarować się można bardzo szybko. Mi się to zdarzyło, ale teraz jestem odpowiednio przygotowana :P W tym roku chciałabym oczywiście rozwinąć ile się da, ale szczególnie zwrócę uwagę na:
    Muscle up - udoskonalić technikę i upłynnić ruch
    Climb up - czyli końcowy etap wchodzenia na ścianę, z cata do podporu. I dodatkowo wbicie na obie nogi. Marzę, by robić to płynnie... Jestem na dobrej drodze!
    Precyzja - chodzi głównie o precision jumps. Technicznie jest bardzo dobrze, dystans także dobry, ale za precyzję sama bym siebie karała. A ma być idealnie.
    Flow - czyli płynność. oczywiście wiem, że to ćwiczy każdy i ciągle, to owy magiczny element przychodzący naprawdę z czasem. Ja chciałabym się skupić na otwarciu mojego umysłu na otoczenie, dojrzenie nowych ruchów, wyrobienie sobie odruchu gładkiego łączenia ruchów.
    Kongi do preca - po prostu. Wiercić, do skutku.
    Tyle rzeczy wyodrębniłam. Liczę, że postęp będzie w każdym podpunkcie. Ja już o to zadbam :3
  • Pole dance. Zauroczenie od pierwszego spróbowania. Własna rurka daje mi tyle możliwości teraz, nic tylko ćwiczyć. Dlatego muszę koniecznie popracować nad elastycznością. Niestety orłem tu nie jestem, dopiero co nauczyłam się dosięgać do palców stóp. Szpagat? W tym roku chyba jeszcze nie, ale zamierzam być już blisko.

To chyba wszystko z postanowień, co jest warte wymienienia na tym blogu.


Już za 5 dni wyjeżdżam na ferie do Holandii, z czego od razu w niedzielę jedziemy z Lubym na jednodniowy zlot parkour do Hagi. Będę miała co opisywać :D