środa, 20 maja 2015

Dalej. Szybciej. Mocniej. Płynniej.


Dalej. Szybciej. Mocniej. Płynniej.



"Skoczyłam... ale to jeszcze nie to." "Nie nie, jeszcze raz nie! Koślawo, tragicznie." "Karykatura poruszania się, co to w ogóle było?"



Jeszcze raz.



To wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno, jakoś na początku tego roku. Mały robaczek, który zrobił dziurkę w skórce jabłka i niezauważalnie schował się do środka. Gryz, gryz, gryz.


Moje początki z parkour wspominam bardzo miło. Od samego startu miałam w mieście ekipę, do której się przyczepiłam jak rzep psiego ogona i z czasem dość dobrze wkręciłam do środka. Podczas treningów otrzymywałam pomocne rady, szybko poznałam trenujących ludzi z innych miast i zaczęliśmy do siebie na zmianę podróżować. Dodatkowo po pół roku skakania weszłam w związek z chłopakiem - traceurem i po dziś dzień wspaniale nam się wiedzie.

Same zaś treningi zawsze dawały mi mnóstwo szczęścia i satysfakcji. Nie ważne, czy dopiero uczyłam się podstawowych technik, czy przełamywałam się do jakiegoś większego skoku bądź szlifowałam już coś, co dobrze umiem. Uczucie stawania się "lepszą ja dzisiaj od tej ja z wczoraj" było nagrodą samą w sobie. Wyjście na trening i poruszanie się było celem samym w sobie.
Byłam naprawdę szczęśliwa.



Dalej. Szybciej. Mocniej. Płynniej.
Źle. Za wolno. Jeszcze raz.
Źle. Jeszcze raz.

Źle. 



Jakoś tak zakodowałam sobie w głowie, że jest nas mało. Nas, czyli traceuses. Nie tylko ja tak uważałam, bo każda nowo poznana przeze mnie trenująca dziewczyna reagowała na mnie z równie wielkim entuzjazmem. Było tak miło, kameralnie i po przyjacielsku. Pamiętam do dziś dzikie wyszukiwanie nowych filmików dziewczyn na youtubie, a każde znalezisko było czymś niezwykłym. Biorąc pod uwagę poziom traceurów, można rzec że prawie wszystkie ramię w ramię raczkowałyśmy, razem odkrywając co jako traceuses możemy osiągnąć. Miałyśmy swoiste ikony (np. Sheva, Erica Madrid, Luci Romberg)
Taki pewnego rodzaju szacunek do drugiej traceuses nie za to, jak skacze, tylko dlatego że skacze w ogóle.


Za blisko. Za wolno. Za słabo. Za koślawo.
Tragedia.



W minionym roku nastąpił nagły wielki boom. Internet wypełnił się naprawdę wspaniałymi filmikami dziewczyn pokazującymi, że my też możemy, że tak to nieładnie ujmę, skakać jak faceci. Przykładowo dziewczyny z Rilla Hops, ich pierwszy film "Girls To Men" i każdy kolejny; Charlotte Chacatouille, Tam with a cam, Lynn Jung, dziewczyny z FREEQUENCE... oraz naprawdę dziesiątki innych zdolnych traceuses. I nagle, mając już ponad 4 lata treningu za sobą, zaczęłam zadawać sobie pytania. Jak to jest, że większość z nich trenuje krócej niż ja lub tyle co ja, a ich poziom jest tak wysoki? Czy to one są ponadprzeciętnie uzdolnione, czy to może ja zabieram się za coś, do czego nie mam predyspozycji? Dlaczego ja tak nie progresuję? Może one bardzo ciężko ćwiczą, ale tylko myślę, że ciężko trenuję, a w porównaniu do nich się obijam?

Dlaczego ja nie mogę tak skakać?


Nie oszukujmy się, zazdrość to ludzka rzecz, i nie uwierzę, jeśli ktoś mi powie iż nigdy niczego nie zazdrościł. Trzeba też wziąć pod uwagę, że to uczucie może być czymś pozytywnym, motywującym do podjęcia akcji, mobilizującym. Poza tym dochodzi tu charakter, a ja jestem typem człowieka, który nie jest w stanie być na kogoś złym i niemiłym tylko dlatego, że posiada to coś, czego pragnę a nie mam ja. Jest to coś na wzór "ojej, ale ona ma odwagę, ale pocisnęła pięknie ten skok, też tak chcę, zazdroszczę ale podziwiam bo musiała dużo nad tym pracować zapewne. Będę ciężko trenować i niedługo mam nadzieję też tak zrobię!". Uważam, że jest to coś zdrowego i nie ma się czego wstydzić.

Myśli tego typu zaczęły mi towarzyszyć coraz częściej podczas moich treningów. Swojego czasu miałam nawet w zwyczaju ładować się motywacyjnie przed wyjściem na dwór oglądając filmy traceuses, które podziwiam. I nawet muszę przyznać, że to zaczęło działać, ja zaczęłam progresować o wiele szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, zaczęłam ostatnio wyrabiać swój własny styl, odhaczać skoki z listy "do zrobienia", które jeszcze kilka miesięcy wstecz były dla mnie niewykonalne. A ten robaczek, o którym wspomniałam na początku, regularnie robił swoją robotę. Gryz, gryz, gryz...

"Bo to nie tak, że ONE skaczą za dobrze. To JA skaczę źle. Zrobiłam wreszcie wymarzony skok, ale ONE zrobiłyby to od razu i w ogóle lepiej. Jeszcze raz. I jeszcze raz..."

Bardzo chciałam wyjść z saltami na miasto, chciałam być w stanie robić je swobodnie bez strachu i ucisku w gardle, bez próbnych podejść i wahania. Jeszcze w lutym podczas treningów na sali akrobatycznej skakałam z radości po zrobieniu webstera ze skrzyni na miękkie materace, i cały wieczór roznosiła mnie duma, że się odważyłam. Nawet jeszcze miesiąc temu gdy robiłam pierwsze salta na dworze na piach cieszyłam się bardzo z niesamowitego progresu. I nagle, od kwietnia zaczynając, zamiast szczęścia jest tylko chwilowy uśmiech i podążające za nim myśli "nie było IDEALNIE. Trzeba to poprawić. Czemu nic mi nie wychodzi tak, jak chcę?". A ostatnio nawet i złość się pojawia, i płacz, i poczucie beznadziei.
I tak przy każdej rzeczy.

Niezauważenie zboczyłam z obranej ścieżki w jakieś dzikie krzaki. Zdrowa automotywacja lepszymi ode mnie dziewczynami znikąd, niezauważalnie przemieniła się w autolincz za bycie gorszą, w maniakalne porównywanie się do lepszych. Bo tak bardzo chciałabym w końcu widzieć efekty swoich skropionych łzami, potem i czasami krwią treningów. Bo jak to jest, że mam takie wielkie ograniczenia, a osoby z krótszym stażem prą do przodu jak burza? A może ja po prostu nie mam talentu i mijam się z powołaniem?
Miałam jedno marzenie - być dobrą w tym, co robię - a może skończy się to tak, że na zawsze zostanę w kategorii początkujących, które fajnie, że coś skaczą, no ale bądźmy szczerzy, takie gównoskoczki są jedynie pocieszne, malutkie, śmieszne i nic specjalnego...?



Zadowolenie z samego wyjścia na trening? Zapomniałam, jakie to uczucie.
Chyba nadchodzi najwyższa pora, by wziąć dwa głębsze oddechy i przypomnieć sobie, jak to było skakać dla samej siebie. Bo jeszcze trochę i coś we mnie pęknie od środka. Rysa już powstała.

wtorek, 31 marca 2015

Weekly Training Report #6

Poniedziałek 23.03

Godzina rozciągania pod szpagat w UDZ. Duże zakwasy na brzuchu po niedzielnej siłówce na rurce.

Wtorek 24.03

Trening na Tęczy. Choć zakwasy nadal męczyły, robiłam wiele websterów. Udało mi się zrobić także pierwszego gimnastycznego muscle upa. Tyle radości :D

Środa 25.03 

Cudowny dzień pod względem treningu. Pojechałam na Zarzew na skałki, gdzie był także Simu z materacem. Po czasie dotarł CodiX i Krecik. Udało mi się zrobić fajnego gapa pod górę na kamieniach, a jako że boję się ich to dla mnie jeszcze większe osiągnięcie. Następnie przemogłam się do webstera na materac i robiłam całe traski po kamieniach kończąc websterem. Po jakiejś godzinie przenieśliśmy się kawałek dalej, gdzie robiłam różne traski na niskich murkach obitych blachą.
Na koniec zdążyłam do UDZ na godzinę rozciągania, z dociskaniem przez Iwonę.

Czwartek 26.03

Nie czułam się najlepiej, a mimo tego pojechałam na Tęczę. Za dużo nie zrobiłam bo przy każdej rotacji ściskało mnie w żołądku, ale wreszcie przemogłam się do "kong-frontów"! Muszę je dopracować jak będę już w pełni sprawna na kolejnej Tęczy.

Piątek 27.03

-

Sobota 28.03

-

Niedziela 29.03

Zajęcia z pole dance w UDZ. Zrobiłam nowe fajne przejście dragon -> closed scorpio i przećwiczyłam stare rzeczy.
W domu godzina rozciągania.

dragon

niedziela, 22 marca 2015

Weekly Training Report #5

Poniedziałek 16.03

Godzinne rozciąganie pod szpagaty w UDZ i godzina yogi.

Wtorek 17.03

Tęcza i 1h rozciągania.

Środa 18.03

Cały dzień przesiąknięty treningiem. Od 14 do 16:40 skakałam w Parku Śledzia z Konzem, CodiXem oraz na początku także z dwoma nowymi chłopakami. Był to mój pierwszy trening na którym miałam na nogach zwykłe halówki zamiast Kalenji. Wrażenia: prędko się z halówek nie przerzucę! Może i trzeba skakać superprecyzyjnie i uważać na każdym kroku bo podeszwa jest cieniutka, ale czy nie właśnie o to chodzi?
O 17 byłam już w UDZ na godzinnym rozciąganiu szpagatowym. Wyjątkowo nisko dziś schodziłam i się bardzo rozjeżdżałam na boki :3
A wieczorem ponad 2 godziny treningu z Olą u niej w domu na rurce.


Czwartek 19.03

Dzień ten miał być dniem odpoczynku, ale dostałam wiadomość od Ewy że będzie na Tęczy. Jak mogłabym w takim momencie nie iść? Trochę się bałam że nie będę w stanie rozruszać dość dużych zakwasów, a tu niespodzianka! Nie stanowiło to najmniejszego problemu. Ironicznie, byłam w stanie zrobić o wiele więcej niż we wtorek, gdy byłam wypoczęta. Znów przez prawie cały czas ćwiczyłam webstery, bo bardzo chcę już wyjść z nimi na dwór. Wreszcie udało mi się robić je z nabiegu jak i z miejsca bez niepotrzebnego zatrzymywania się i lagowania tuż przed wybiciem. Powoli, powoli zwiększam pewność siebie :D
Mam też misję handstand, spróbuję do wtorku chociaż trochę bardziej ogarnąć jak to działa.

Piątek 20.03

Rozciąganie pod szpagaty w UDZ.

Sobota 21.03

Poranne pobudzające zajęcia z yogi sprawiają, że aż chce mi się wstawać tak wcześnie.
Po południu 2 godziny open pole w UDZ. Miałam robić coś lekkiego, a skończyło się na różnych dziwnych przejściach, siłowych wbitach i nie wiadomo czym jeszcze. Jutro umrę.

Niedziela 22.03

Godzinna intensywna siłówka na rurce na zajęciach pole dance w UDZ, a potem około pół godziny lekkiego rozciągania z naciskiem na nogi. Tyle wystarczyło bym czuła się jak ameba.
Do zapamiętania: muszę koniecznie wzmocnić dolne mięśnie brzucha i lędźwia, bo jest kiepsko.

niedziela, 15 marca 2015

Weekly Training Report #4

Poniedziałek 9.03

Tydzień zaczęty bardzo relaksacyjnie. Najpierw rozciąganie pod szpagaty w UDZ a następnie yoga.

Wtorek 10.03

Rozciąganie pod szpagaty w UDZ.

Środa 11.03

1,5 h treningu parkour w parku Śledzia z Mańkiem. Najpierw dużo precków na schodach przed pomnikiem, potem różne przejścia i trening flow na budkach przy nieczynnych toaletach. Potem rozciąganie w UDZ.




Czwartek 12.03

-

Piątek 13.03

-

Sobota 14.03

Godzinny trening pole dance w UDZ i potem jeszcze trochę w domu. Zrobiłam dużo spinów na odkręconej rurce, V z prostymi nogami, Aysha elbow grip i i inne przejścia.
30 minutowe rozciąganie po treningu.





Niedziela 15.03

1,5h rozciągania.