niedziela, 21 kwietnia 2013

Poznań'13

 Niestety wszystko co dobre szybko się kończy.
Mój wypad do Poznania trwający 2,5 tygodnia uważam za bardzo udany. Jak miło było dokładnie poznać takie piękne miasto od tej innej, parkourowej strony!


Wspomnienia przenikają się wzajemnie, dni zlewają w całość. Dobrze, że prowadzę photo challenge, inaczej ciężko byłoby mi wszystko pamiętać...

Byłam kilka razy na Kurpińskiego, głównie dlatego że miejscówka ta była najbliżej miejsca, gdzie przebywałam. Miałam przyjemność także potrenować w parku Wilsona, na Dębcu, Malcie, Katedrze (dziękuję Muniek za przypomnienie ^^') przy Starym Browarze, SP 90 oraz Żegrzu (Żegrzach?). Chyba niczego nie pominęłam?

Miło było eksplorować miasto z Muńkiem, który dzielnie służył mi za przewodnika i planował kolejne treningi oraz należycie zadbał o udokumentowanie mojego crasha na Malcie ^^
Dziura w dłoni malutka, ale, skubana, głęboka była. Ciągle mam w głowie śmiech Muńka i Situsa, którzy widzieli jak z prędkością światła robię się bledsza od Maltańskich filarów. Sytuacja śmiechu warta, ale wtedy porządnie się wystraszyłam gdy zaczęło mi szumieć w uszach i mroczyć przed oczami. Jednak nie lubię widoku swojej krwi ;P

Na jeden weekend przyjechał do nas Emil, co było świetnym pretekstem do spędzenia soboty i niedzieli treningowo. Było przezabawnie, a sytuację z pewnym gadatliwym panem pominę wymownym milczeniem.
No i progres, postępy widać jak na dłoni! Ta przelewka (tak wiem, traska :P) na Dębcu to istna kwintesencja. I kong do preca w parku Wilsona oraz żałosny (ale zrobiony!) palm spin. Tak tak, dzięki palm spinowi wygrałam chałwę u Emila, mniam.

Ostatnie dni spędziłam pomieszkując i trenując z Asią, Pauliną i Yohannem. Był też Maniek, przebywający w Poznaniu od wtorku. Czwartkowa siłówka na schodach Starego Browaru dała mi się porządnie we znaki, jednakże byłam zdolna w piątek ruszyć zakwaszone ciało i nagrać z dziewczynami krótki filmik:

Wnioski: muszę się bardziej rozciągnąć, ćwiczyć więcej ławkowych akcji i uważać na kolana ^^"


Poza tym, sezon grillowy uważam za rozpoczęty! Spotkanie przy kiełbaskach u Muńka było świetne, a zagadki autobusowe niezapomniane. Oby więcej takich chwil.




 *głębsze przemyślenia*

Wyjazd dał mi naprawdę bardzo wiele. Zmieniłam nawyki, nauczyłam się wstawać najpóźniej o 10, pić niesłodzoną herbatę, codzienne treningi weszły mi w krew. Tak samo, jak przed-treningowe wizyty w Biedronce po drożdżówki ze śliwką za 1,49zł/szt. :D I co najważniejsze, nie miałam czasu na myślenie, szeroko pojęte "smutanie", żyłam tu i teraz oraz najbliższą przyszłością. Bez wahania mogę nazwać ten czas swoistą terapią. Bardzo skuteczną. Jednak pasja ma wielką moc, dzięki której nie oszalałam całkowicie. Uczepiłam się parkouru jak tonący tratwy. Czasami potrafię dokonać dobrych decyzji...

*koniec przemyśleń*




Teraz czas na wiosenny rajd po łódzkich miejscówkach, reaktywację czwartkowych żeńskich treningów i [być może] nakręcenie jakiegoś samplera, choć to ostatnie nie jest jeszcze pewne. Tyle do zrobienia, i jeszcze więcej chęci!



2 komentarze: