wtorek, 27 marca 2012

Mój Manhattan

Lubię ten nasz łódzki Manhattan. Uwielbiam magicznie szybkoschnące murki na ibisie, gdzie można trenować wall run'y, cat leapy, przeróżne precki, kongi i tak naprawdę wszystko inne, łącząc to w ciekawe trasy do góry, na dół, wzdłuż i wszerz. Mam nadzieję, że budowa Novotelu obok Ibisa potrwa szybko, bo skakanie jest tam utrudnione (choć nie uniemożliwione ;D ). Mnie w piątek po pół godzinie skakania wygoniły spychaczki, wznoszące tumany kurzu ;<


Lubię schowane pod drzewami hydro, świetne miejsce jak dla mnie by ćwiczyć precyzję precków podczas skoków na wąskie ściany donic. Dodatkowo mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości sama wdrapię się na samo Hydro, po śliskiej ścianie zewnętrznej.

Kawałeczek dalej kolejne miejsce, czternastka, gdzie z upartością osła za kazdym razem staram się dopracować kongi i zrobić konga do precka na tamtejszych schodach. Ostatnio zauważyłam postęp w tym kierunku, może już niedługo będę w stanie to wykonać... Uparłam się i nie odpuszczę!
Trenując w piątek przyleciał do mnie motyl (taki asasyn, przysiadł sobie na schodach i wygrzewał na słońcu. Zauważyłam go w ostatniej chwili i nie zdeptałam cwaniaka. A byłby motylkowy dżem ;p )

Drzewa na czternastce są fajne. Gałęzie praktyczne wypolerowane przez traceurów, co pokazuje częstotliwość korzystania z tego dobra natury ;P I ja sobie tam skaczę, bujam się między gałęziami.

Manhattan jest duży. W zasadzie to jedna wielka miejscówka, Wszędzie znajdzie się jakieś ciekawe skoki. To nie tylko te trzy miejsca przeze mnie wymienione.

Choć ostatnio zaprzyjaźniłam się z mańkowym parkiem i Polo, Manhattan ciągle jest dla mnie miejscówką, gdzie zawsze chętnie potrenuję. No i jest dość blisko mojej uczelni, i zawsze jest mi po drodze ^^

piątek, 16 marca 2012

Wiosenny trening

I stało się, w środę wyszłam na pierwszy trening w terenie po mojej chorobie. Na 16:00 umówiłam się z CodiXem na Polo. Byłam tam punktualnie (jak nigdy, haha) i nie czekając na nikogo zaczęłam się rozgrzewać. Rześkie powietrze wypełniało me płuca, promienie słońca ogrzewały mi twarz, gdzieś w pobliżu świergotały wiosennie ptaszki, a trzy leniwe gołębie siedziały na parapecie, pusząc swoje piórka.

Przestałam zaniedbywać rozgrzewkę. Po prostu weszło to w mój nawyk, by choć troszkę się rozgrzać, rozruszać nadgarstki, przeciągnąć się i dopiero po tym skakać. Jeszcze dziś pamiętam moje pierwsze treningi, gdy byłam strasznie "skostniała", zwykłe wymachy nóg czy podskoki męczyły mnie niemiłosiernie - a poza tym chciałam jak najszybciej przejść do "czynów" ;) Aktualnie zarówno fizycznie jak i psychicznie czuję się bardziej komfortowo po wstępnym rozgrzaniu.
Gotowa do akcji, poszłam pokombinować nowe przelewki na jednym z osiedlowych trzepaków. Underbar, lazy, kombinacje, próba nadania ruchowi naturalności - bo zauważyłam, że strasznie sztywno wyglądam skacząc. Może po prostu nie wyrobiłam sobie tego flow... Ale to kwestia czasu ;) W tym momencie przyszedł CodiX, brutalnie wyciągnięty przeze mnie z domu :D

Trenowaliśmy równo dwie godziny na samym Polo. I tu kolejna zmiana, jaką widzę - dawniej nie usiedziałam długo na jednej miejscówce, a dziś mogę ją eksploatować w nieskończoność, bo widzę skoki i przelewki o których mi się nie śniło jeszcze niecałe pół roku temu. To też pewna forma progresu, tak sądzę. Wystarczy użyć wyobraźni, by zwykły chodnik czy schody były ciekawym obiektem treningowym ;D
Przy okazji nagrałam kilka akcji, ale tylko tak dla siebie. Oglądając je na spokojnie w domu widzę, co muszę dopracować, gdzie nogę wyżej podciągnąć, a po jakimś czasie będę mogła porównywać stary materiał z nowym i mieć jak na dłoni udokumentowane postępy.

Następnym razem wybiorę się z CodiX'em na przychodnię, bo ponoć jest tam challenge dla mnie ;)

niedziela, 11 marca 2012

To już rok!!

Jestem padnięta po kilku seriach wybornej siłówki ze skakanką w roli głównej.  Jakże miłe to uczucie zmęczenia :)

Kilka dni temu minął rok, gdy do mojego nudnego życia zawitał parkour. 365 dni od kiedy zdecydowałam się powalczyć ze swoimi słabościami, spełnić swoje małe i duże marzenia, zobaczyć, na co mnie stać. Dzięki jednej decyzji siłówki, zakwasy i treningi w najróżniejszych warunkach na stałe wpisały się w mój grafik. Czasem miałam chwile zwątpienia, lecz nigdy nie zrezygnowałam z obranej ścieżki. I dzięki temu poznałam wspaniałych ludzi, ułożyło mi się w życiu, po prostu - jestem szczęśliwa! To jest moje życie <3

Dlatego też chciałabym podziękować wszystkim tym, którzy pomagali mi pokonywać kolejne przeszkody, sprawiali, że spędzałam wspaniałe chwile i nuda odeszła w niepamięć. Szczególnie zaś dziękuję wszystkim traceurom z LDZPK oraz wspaniałym traceuses z OZT /PZP 2011! Jesteście dla mnie jak rodzina :)




Byłam bardzo chora pod koniec lutego (dokładnie jak rok temu, dziwny zbieg okoliczności) przez co nie trenowałam jakieś 3 tygodnie i kondycja znacząco mi spadła. Jednak jest nieporównywalnie lepiej niż w lutym 2011, gdy pompki były dla mnie misją nie do wykonania, a po serii 20 brzuszków myślałam, że mój koniec z wycieńczenia jest bliski xD
Ciągle dużo pracy przede mną, by wyniki były zadowalające. Ale ja to lubię :)

Może niedługo będę się zabierać za zrobienie mojego pierwszego samplera... Kto wie, kto wie ;) Najważniejsze, to mieć co pokazać.


Tymczasem wracam do mojej skakanki przeplatanej brzuszkami. Ręcę dokatuję jutro na salce akro. I w przyszłym tygodniu kroi się jakiś wiosenny trening w terenie ;)