I stało się, w środę wyszłam na pierwszy trening w terenie po mojej chorobie. Na 16:00 umówiłam się z CodiXem na Polo. Byłam tam punktualnie (jak nigdy, haha) i nie czekając na nikogo zaczęłam się rozgrzewać. Rześkie powietrze wypełniało me płuca, promienie słońca ogrzewały mi twarz, gdzieś w pobliżu świergotały wiosennie ptaszki, a trzy leniwe gołębie siedziały na parapecie, pusząc swoje piórka.
Przestałam zaniedbywać rozgrzewkę. Po prostu weszło to w mój nawyk, by choć troszkę się rozgrzać, rozruszać nadgarstki, przeciągnąć się i dopiero po tym skakać. Jeszcze dziś pamiętam moje pierwsze treningi, gdy byłam strasznie "skostniała", zwykłe wymachy nóg czy podskoki męczyły mnie niemiłosiernie - a poza tym chciałam jak najszybciej przejść do "czynów" ;) Aktualnie zarówno fizycznie jak i psychicznie czuję się bardziej komfortowo po wstępnym rozgrzaniu.
Gotowa do akcji, poszłam pokombinować nowe przelewki na jednym z osiedlowych trzepaków. Underbar, lazy, kombinacje, próba nadania ruchowi naturalności - bo zauważyłam, że strasznie sztywno wyglądam skacząc. Może po prostu nie wyrobiłam sobie tego flow... Ale to kwestia czasu ;) W tym momencie przyszedł CodiX, brutalnie wyciągnięty przeze mnie z domu :D
Trenowaliśmy równo dwie godziny na samym Polo. I tu kolejna zmiana, jaką widzę - dawniej nie usiedziałam długo na jednej miejscówce, a dziś mogę ją eksploatować w nieskończoność, bo widzę skoki i przelewki o których mi się nie śniło jeszcze niecałe pół roku temu. To też pewna forma progresu, tak sądzę. Wystarczy użyć wyobraźni, by zwykły chodnik czy schody były ciekawym obiektem treningowym ;D
Przy okazji nagrałam kilka akcji, ale tylko tak dla siebie. Oglądając je na spokojnie w domu widzę, co muszę dopracować, gdzie nogę wyżej podciągnąć, a po jakimś czasie będę mogła porównywać stary materiał z nowym i mieć jak na dłoni udokumentowane postępy.
Następnym razem wybiorę się z CodiX'em na przychodnię, bo ponoć jest tam challenge dla mnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz