czwartek, 14 listopada 2013

Schody.

Tak jak zaplanowałam, w dzisiaj zrobiłam sobie siłówkę na nogi.
Jakoś tak wyszło, że równo o 17:30 znalazłam się w parku. Wiatr lekki, ale mroźny, kłuł mnie w uszy. Nasunęłam ciaśniej czapkę i poprawiłam rękawiczki. Ah, jak dobrze, że je wzięłam, tak cieplutko. Wody do picia zapomniałam spakować, jak zawsze w sumie.

Wychodząc z domu już po zachodzie słońca obawiałam się, że nic nie będzie widać, ale na szczęście moje upatrzone schody są dobrze oświetlone, w dodatku z góry, więc mój cień pada w dobrą stronę. W sumie od dziś bardziej lubię takie treningi gdy jest ciemno, bo nic mnie nie rozprasza, mniej ludzi przechodzi, jest tak niesamowicie cicho.

Lekka rozgrzewka, jedna warstwa ubrań mniej. Swobodniej i nadal ciepło.
Zaatakowałam schody.

Choć schodki nie były wysokie, to nadrabiały ilością. I tak były najwyższe jakie mogłam znaleźć w okolicy, więc marudzić nie mogę.

Przechodząca pani uśmiechnęła się i spytała, czy się nie boję, skoro "chłopcy tu w okolicy łażą". Odwzajemniłam uśmiech i zapewniłam, że wszystko w porządku.
Kilka minut później przechodząca para w średnim wieku zamilkła mijając mnie na dole, po czym usłyszałam ich donośny śmiech i szepty. Gdy wbiegłam na górę, kobieta głośno sapała. I wtedy to mi chciało się śmiać, ale zrobiłam to tylko w duchu.

 Planowałam 18 biegów w górę. Zrobiłam 25. Biorąc pod uwagę, że umierałam po 12 w Stuttgardzie z Jules... No, może tamte schody były o 1/4 dłuższe niż moje. Ale to zawsze jakiś postęp.
Po ostatnim wbiegu myślałam, że zwymiotuję. Ostatnio tak się czułam w kwietniu, na siłówce z Johannem i Mańkiem w Poznaniu... tyle, że wtedy dobrowolnie bym tego nie zrobiła. Jestem świadoma, że już w połowie wywiesiłabym białą flagę i poszła umierać gdzieś w kąt. Dziś po 18 planowanych biegach mimo trzęsących się nóg i rzeki płynącej z nosa pomyślałam, że co mi szkodzi. Jeszcze jedno powtórzenie mnie nie zabije.
I potem jeszcze jedno.
I jeszcze jedno.

Skupianie się na własnym oddechu bardzo pomaga. Następnym razem wezmę muzykę.
I pomyśleć, że to wszystko dzięki krótkiej, ale treściwej rozmowie z Jules. W końcu opuściłam gardę i pozwoliłam sobie przemówić do rozsądku. Bez siłówek to za przeproszeniem gówno mogę zrobić. Choć nie - mogę na przykład nabawić się kontuzji, co nie omieszkałam sprawdzić na własnej skórze w tym roku. Ehh.



Doczłapałam się do domu i wtoczyłam do wanny. Ah, gorąca woda :3 Relaks tak bardzo.
Kolejna siłówka już w niedzielę. Tym razem wezmę wodę >.<"






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz