Część druga opowieści o moich parkourowych początkach ;)
Tak jak napisałam wcześniej, na forum poświęconym parkourowi zapisałam się 5 marca. Pełna zapału i wspaniałych wizji żeńskich treningów, akcji niczym z wcześniej obejrzanych youtubowych filmików od razu napisałam ogłoszenie, iż poszukuję dziewczyn ćwiczących w Łodzi. Jak na zawołanie trzy godziny później na mój post odpisał... chłopak. Zaprosił mnie na wspólny trening wspominając przy tym, że z tego co mu wiadomo w moim mieście trenujących dziewczyn nie ma.
BANG - był to silny cios. "Ale jak to? Łódź, trzecie co do wielkości miasto w Polsce, a nie ma żadnej traceuse? Gdzie więc są te dziewczyny z filmików? Jak można się nie zafascynować czymś tak przekosmicznym jak parkour?" Wiele podobnych pytań wypełniało mi główkę ;) Ale mimo zwątpienia nie wycofałam się i jakiś czas później ustalałam z owym chłopakiem - CodiX'em - datę i miejsce treningu.
Muszę przyznać, iż choć od urodzenia mieszkam w Łodzi, to dopiero od czasu liceum moja mapa miasta wzbogaciła się o coś więcej niż trasy szkoła-kościół-Biedronka-park-dom. Nic więc dziwnego, że na informację CodiX'a "trening na Manhattanie" zareagowałam wytrzeszczem oczu. Z tego co mi było wiadomo, Manhattan nie na tym samym kontynencie co Polska nasza leży :D By zapobiec memu prawie że pewnemu zgubieniu się, spotkaliśmy się na przystanku tramwajowym.
Byliśmy pierwszymi, którzy dotarli na miejsce (była to chyba sobota, ale mogę się mylić). Mój towarzysz bez chwili zastanawiania się zdjął plecak, kurtkę i zaczął rozgrzewkę. A ja... No właśnie. Ja byłam strasznie zaabsorbowania staniem i myśleniem. "Boże, i tak w dwójkę będziemy trenować? Nie poczekamy na resztę, wszak w grupie raźniej? Czy to tak można, jak ludzie patrzą? Będziemy wyglądać jak idioci! O, tamta pani już się na nas obejrzała -.-" Dołączyłam się jednak do CodiX'a, bo przyszłam by trenować, a nie filozofować. Dostałam zadanie polegające na skakaniu z krawężnika na krawężnik, odległość około sześć moich stóp, rozmiar buta 39.
Brzmiało prosto, wręcz pobłażliwie, a przynajmniej tak to odebrałam. Ot, taka dziewczynka, parkour chce robić, to niech sobie poskacze precki w kącie. Ale jakie to było ciężkie! Lądowanie tylko na przednią część stopy, każdy skok musiałam ustać, a nie z impetem wlatywać w drzewo, poza tym CodiX akompaniował mi ciągłymi prośbami "Yumi, musisz skakać łukiem, ŁUKIEM, nie na płasko!". W międzyczasie przyszli inni traceurzy, przedstawili się pokrótce i skupili na swoim treningu. I to mnie zdziwiło. No bo jak to: dziewczyna na treningu, ponoć w Łodzi innej nie ma, choćby spytać o imię prawdziwe, wiek, czemu parkour, cokolwiek... Ale z drugiej strony to miało wytłumaczenie. Może i teraz przyszła, poskacze, ale zmęczy się, zniechęci i przestanie, szkoda zachodu.
Ile precków zrobiłam, nikt nie wie. Próbowałam pod koniec wejść na mur na ibisie i przejść się po nim, ale nogi trzęsły mi się jak galareta czy inne zimne nóżki :( Dopiero trzymając za rękę jednego traceura zrobiłam kilka kroków. Czy to przez wysokość? A może przez zmęczenie? Chyba oba po części.
Po powrocie do domu czułam już skutki pierwszego treningu. Dzień później było tylko gorzej, o dniu kolejnym nawet nie wspomnę. Zakwasy totalnie wszędzie, dowiedziałam się dzięki temu, że siadając mocno ciągnie po plecach i tylnej części ud, a do wstania nie wiadomo czemu potrzebne mi są sprawne mięśnie brzucha... Nigdy nie udało mi się potem doprowadzić swojego ciała do takiego stanu ;)
Ale mimo cierpienia przez kilka dni, problemów ze spaniem, siedzeniem i staniem, wciągnęło mnie to jeszcze bardziej... :D
haha,pierwsze treningi zawsze takie są.ja na pierwszym skakałem z kumplem,totalnie amatorsko,bez nikogo kto by się znał,bez rozgrzewki,cały dzien.od rana do obiadu,do domu na obiad i po południu spowrotem.przez 3 dni nie mogłem się wyprostować,tak mnie brzuch łupał od zakwasów.ale udało mi się nie raz osiągnąć taki efekt *.*
OdpowiedzUsuńsoczek
na początku po treningach na Poczuj Miasto gdzie zacząłem mogłem tylko spać, także początki wielu ludzi ma podobne.
OdpowiedzUsuńBóle i zmęczenie, ale także determinacja i ambicja, to to co nas pcha do przodu ;) Pozdrawiam, Emilio